top of page

                                                                                              Rozdział ósmy 

                              Cena wiary: prześladowanie i męczeństwo 

Kościół Jezusa Chrystusa od samego początku swego istnienia cierpiał prześladowania. Jezus zapowiedział je swoim naśla­dowcom, gdyż – jak czytamy, jeśli świat nienawidził Go, będzie także nienawidzić Jego naśladowców. Lecz Jezus wypowiedział i takie słowa: „Ufajcie, ja zwyciężyłem świat.

 

Poczynając od Szczepana, tysiące, wiele tysięcy, cierpiało i umierało w zwycięskiej chwale za swą wiarę, szczęśliwi umierając dla Tego, który umarł za nich. Szczyt prześladowań nastąpił w trzecim wieku, kiedy rzymskie imperium wszelkimi posiadanymi sposobami usiłowało zmieść Kościół, lecz na próżno. Właśnie okrucieństwo tych prześladowań przyczyniło się do tej bezskuteczności usiłowań imperium, gdyż niewzruszoność męczenników i ich radosne umieranie było potężnym świadectwem ich mocy. Ojciec Kościoła, Tertulian, wypowiedział wielką prawdę, gdy oświadczył około 200 roku: „Krew męczenników jest nasieniem Kościoła.” I tak zawsze bywało w historii.

Jeżeli prześladowania wczesnego Kościoła ze strony pogan były okrutne, to prześladowania menonitów ze strony Rzymskiego i Protestanckiego Kościoła państwo­wego w okresie Reformacji, były jeszcze okrutniejsze.

 

Współcześni historycy wykazują, że były to prześladowania spływające krwią. W pierwszych dziesięciu latach straconych zostało ponad pięć tysięcy Szwajcarskich Braci, w samej tylko Szwajcarii i okolicznych terenach, zwłaszcza w Austrii i Tyrolu.

W pierwszych pięciu latach większość przywódców zginęła na stosie, od toporów katów lub została utopiona.

 

Prześladowania rozpoczęły się natychmiast po zorganizowaniu się Kościoła w 1525 roku, i aczkolwiek ostatni męczennik został zamordowany w 1614 roku, pełnej tolerancji dla Szwajcarskich Braci nie było aż do roku 1815. Menonici z Berna jeszcze do roku 1750 sprzedawani byli jako galernicy. A i później w XVIII wieku Bracia Hutteriańscy byli ciągle zabijani na terenach Transylwanii i Węgier.

 

W Holandii tolerancja nastała nieco wcześniej, choć nie formalnie, w pełni dopiero w 1798 roku. Ostatnia egzekucja miała miejsce w 1574 roku.

 

Prześladowania naszych praojców tak w Szwajcarii jak i Holandii nie były spontanicznym działaniem podnieconych tłu­mów; było ono zarządzone legalnie przez władze.

Pierwszy wyrok śmierci wydano w roku 1525, a od 1527 anabaptyzm był uważany za ciężkie przestępstwo.

 

Cesarz Karol V wydał zarządzenie przeciwko anabaptystom, które było odczytane ze wszystkich kazalnic miast i mias­teczek oraz wsi w całym cesarstwie, nakazujące ażeby nie tylko osoby przyjmujące chrzest, ale i rodzice nie chrzczący swych dzieci byli traktowani jako winni przestępstwa za­sługującego na karę śmierci.

 

Kiedy się okazało, że zarządzenia takie nie są w stanie za­hamować ruchu, władze uciekły się do zastosowania środków okrutnych: Uzbrojone oddziały egzekucyjne żołnierzy wysłane zostały na cały teren aby ścigać anabaptystów i na miejscu ich zabijać, bez żadnych sądowych rozpraw. Ci, których zastano na polach czy drogach zabijano mieczem, zaś złapanych w domach, wieszano na futrynach lub palono z ca­łym domostwem. W prowincji szwabskiej wysłano w roku 1528, 400-stu osobowy oddział konnej policji, aby wybiła wszystkich anabaptystów z tego terenu. Oddział zwiększono później do 800 policjantów a gdy to okazało się za mało, do 1000.

 

Liczba zabitych była ogromna, ponieważ stosunkowo łatwo było ustalać, kto jest anabaptystą, po prostu poprzez zada­wanie pytania. Pewien anabaptysta usiłując ujść z życiem ukrył swą tożsamość uciekając się do kłamstwa. Wobec tego cesarski zarządca imieniem Berhold Aichele zawlekł siedemnaście mężczyzn i kobiet do stodoły koło miasteczka Aalen i podpalił stodołę wraz z ludźmi. Tylko w samym Palatynacie już przed rokiem 1530 stracono trzystu pięćdziesięciu anabaptystów.

 

Książe Alojzy, po skazaniu wielu osób na śmierć, zawołał: „Co mam robić, im więcej zabijam tym więcej ich przybywa.” Koło Eisisheim, „Katowni Alzackiej”, na przestrzeni tylko kilku lat, zabito sześćset osób. W maleńkim miasteczku Kitzbeutel w Tyrolu zabito w ciągu roku sześćdziesiąt osiem osób. W Austrii, w dolinie rzeki Inn, spalono na stosie dwieś­cie dziesięć osób. Ocenia się, że w Tyrolu i Gorizii w końcu 1531 roku zamęczono tysiąc anabaptystów. Natomiast w Ho­landii stracono tysiąc pięćset osób. Kronika Hutterian opisuje egzekucję ponad dwu tysięcy osób naraz.

Ursula była nauczycielką. 9 stycznia 1570 roku została skazana na śmierć przez spalenie na stosie. „Nie wolno ci nic mówić” – powiedziano jej przed wyprowadzeniem na plac kaźni. „A czy mogę śpiewać” – zapytała Ursula. Oprawcy przewidując wpływ śpiewa Ursuli na zgromadzony tłum udaremnili jej zamiar (wbijając drewniany kołek w usta skazanej. Z tym kołkiem szła na stos, spokojnie i z godnością… Kilka dni później w tymże miejscu spalony został jej mąż. Przed spaleniem Ursula była torturowana i chłostana.

 

Władze Cesarstwa Niemieckiego wydały w kwietniu 1529 roku postanowienie, że „ogłasza się wyrok śmierci na każdego anabaptystę i osobę powtórnie ochrzczoną obu płci, który należy wykonać poprzez spalenie, zabicie mieczem lub jakkolwiek inaczej.” Kubek męczeństwa przepełniony został po brzegi.

 

Było cudem, kiedy ktoś uszedł z życiem. Ale jeszcze dziwniej­szym było to, że przybywało wielu nowych wyznawców, kiedy męczennicy wydawali niezłomne świadectwo wiary, w pełni spokoju i radości. Wiele modlitw, hymnów i zachęty ze strony męczenników przedostawało się z miejsc ich uwięzienia lub wprost od nich w czasie ich publicznych egzekucji. Niektóre z tych hymnów i świadectw zachowały się i są opublikowane.

 

Jak podają kroniki, wielu katów odmawiało wykonywania swych ponurych obowiązków.

Na przykład w Szwajcarii prości ludzie bardzo często okazywali sympatię wobec prześladowanych anabaptystów. Tych prostych ludzi nazywano „pół anabaptystami”. Nie rzadko decydowali się oni na pomaganie prześladowanym. W związ­ku z tym władze wydały rozporządzenie karania tych wszystkich, którzy dają schronienie anabaptystom lub im pomagają.

 

W końcu w roku 1551 władze cesarstwa wydały dekret, mocą, którego sędziowie i ławnicy mający skrupuły w wydawaniu wyroków śmierci na każdego winnego „uchybień wiary”, będą pozbawiani urzędów, karani wysokimi grzywnami i więzieniem.

 

Jednakże trzeba przyznać, że prześladowania osiągnęły zamierzony śmiercionośny cel. Co było dopuszczone przez Bożą opatrzność, stało się. Wielki ruch, obejmujący niemal całą Europę, został w roku 1600 zupełnie zniszczony w środkowych i południowych Niemczech oraz w Austrii. Ocalała tylko gar­stka Braci, w odludnych dolinach i górach szwajcarskich Alp i na otaczających je terenach Szwajcarii. Jedynie w Holandii prześladowania nie zdołały osiągnąć w pełni swego celu.

Dirck Willems odznaczał się szczególną miłością do swych wrogów. Prześlado­wany przez papistów musiał się kryć po odludziach. Wytropiono go jednak. Gdy ociekał przez zamarznięte jezioro, pod goniącym go „sługą władzy” nagle lód się załamał. Dirck widząc to zawrócił i wyratował swego prześladowcę. Ten niezwykły czyn miłosierdzia nie rozczulił duchownej władzy. Dirck został ujęty i uwięziony a następnie spalony żywcem na stosie w Antwerpii, w 1569 roku.

 

Męczennicy ci przypominają nam o dwóch prawdach. Po pierwsze – ukazują nam, że takie ich świadectwo wiary ma w świecie niezłomną moc, po drugie – potwierdzają prawdę o tym, że nie ma na ziemi siły, która by była w stanie zniszczyć wiarę w Boga. Najheroiczniejszym przykładem męczeństwa po męczeństwie pierwszych chrześcijan były prze­śladowania anabaptystów w czasie Reformacji. Nawet ich wrogowie podziwiają odwagę, męstwo i wytrwałość Braci.

Współczesny im katolicki pisarz tak pisał o tym, jak anabaptyści spotykali swą śmierć:

Takiego dzielnego umierania dotąd nie oglądano, ani o nim nie słyszano, chyba tylko w legendach o świętych.

Ogół ludzi był pod wrażeniem faktu, że męczennicy żyli zgodnie z tym, co głosili. Kiedy po ciężkich cierpieniach w więzieniu w Hohenwittling w Wuertembergii umarł Michael Hassel, nadzorca więzienny powiedział:

Jeżeli ten człowieka nie wejdzie do nieba, ja nie będę miał śmiałości nawet tylko zapukać do bram nieba.

 

Po powieszeniu trzech anabaptystów, kat z Burgausen zawo­łał: „Wolałbym uśmiercić siedmiu złodziei niż tych ludzi. Boże, zmiłuj się.” W 1549 roku spalony został na stosie we Fryzji męczennik menonita z Leeuwarden. Wiele osób będących świadkami egzekucji wołało:

To był dobry czło­wiek, jeżeli on nie był chrześcijaninem, to nie ma na świecie chrześcijan.

Wzruszające zapisy o męczeńskiej śmierci tysięcy Braci, tak mężczyzn jak kobiet, zachowały się i weszły do religijnej literatury Kościoła. Tak do szwajcarskich śpiewników, jak holenderskich, takich jak “Ausband” (opublikowany po raz pierwszy w 1564 roku), weszło wiele relacji o męczennikach oraz pieśni przez nich napisanych. Już w roku 1562 te re­lacje i świadectwa zostały zebrane i opublikowane w Holandii, w książkowej formie pod tytułem “Het Offer der Herm” (Ofiara Pana). Książka ta została później poszerzona stając się pozycją szczególnej wagi w całej literaturze menonitów i pod tytułem “Bloediigh Tooneel” (Zwierciadło męczeństwa) autora T. J. Braght’a po raz pierwszy została opublikowana po holendersku w Holandii w roku 1660. Inną godną uwagi pozycją podobnego charakteru, była książka “Gueldene Aepfel la silbernen Schalen” (Złote jabłka w srebrnej wazie); opu­blikowana została po raz pierwszy w 1702 roku, zawiera relacje o męczeństwie i świadectwach Michaela Sattlera (+ 1527) oraz Thomasa von Imbroich (+1558). W książkach takich jak te, widzimy otaczające nas „zastępy świadków, którzy nie szczędząc swego życia, wytrwali w wierze i odzie­dziczyli obietnice.

 

Wolfgang Pinder podstępnie został zaproszony na dyskusję z mnichem. Wybit­ny teolog nakłaniał go do zmiany poglądów, przytaczając najwymyślniejsze ar­gumenty. Gdy to nie skutkowało zawołano kata. Pinder został tak pobity, że nie był w stanie utrzymać się na nogach. Zebrawszy ostatek sił zawołał do nękają­cych go duchownych: „O, kapłani, pokutujcie i porzućcie swoje grzeszne życie. Jesteście fałszywymi prorokami, wilkami w owczych skórach, którym Pan prze­powiedział biada” Słowa te, tak rozgniewały inkwizytorów, że nie czekając na wyrok sądu, polecono katowi ściąć heretykowi głowę. Był on jednak tak wycieńczony, że nie mógł nawet uklęknąć przed katem. Toteż odcięto mu gło­wę na leżąco…

 

Jako konkluzję odpowiednią dla tego rozdziału przytaczamy krzepiącą i natchnioną relację z prześladowań anabaptystów napisaną około 1541 roku. Jest to fragment wyjęty z Hutteriańskiej Kroniki, stanowiący zakończenie opisu mąk tych 2172 braci i sióstr, którzy za swą wiarę oddali życie:

Tego, co przeżyli, żadna istota ludzka nie była w stanie wyrwać z ich serc, tak bardzo kochali Boga. Palił się w nich Boży ogień. Raczej woleli ponieść najokrutniejszą śmierć, nawet dziesięć razy umierać, niż zaprzeć się prawdy Bożej, którą przyjęli.

Pili oni wodę wypływającą z Bożej świątyni, tę wodę życia. Rozumieli, że Bóg im pomógł ponieść krzyż i przezwycię­żyć gorzkość śmierci. Palił się w nich Boży ogień. Swój namiot rozstawili nie tu na ziemi, lecz w wieczności, a fundament i ubezpieczenie dała im wiara. Ona była jak kwiat lilii, ich rzetelność jak róża, ich pobożność jak kwiaty z Bożego ogrodu. Pański anioł wstawiał się za nimi, aby nie pozwolili odebrać sobie przyłbicy zbawienia. I dlatego bez strachu znieśli wszelkie tortury i agonię. Rzeczy tego świata był dla nich tylko cieniem, bo mieli zabezpieczone wieczne dobra. Tak byli pociągnięci przez Boga, że niczego innego nie znali, o niczym innym nie myśleli, niczego innego nie pragnęli, niczego poza Bogiem nie miłowali. Przeto też mieli więcej cierpliwości w zno­szeniu cierpień, niż ich wrogowie w ich zadawaniu im.

Z tego posiewu niewinnej krwi powstawali wszędzie no­wi chrześcijanie, bracia, albowiem prześladowania te nie mogły być bezowocne. Wielu ludzi poruszonych wi­dokiem kaźni zaczęło myśleć o swym życiu, o jego napra­wie w świetle przyszłości. Dlatego władze zaprzestały pub­licznych egzekucji męczenników, jak na przykład w Tyrolu. Skazywano dalej, ale potajemnie a zabijano nocą, ażeby ludzie nic nie widzieli.

 

Anneken Heyndricks została wydana przez sąsiada – zdrajcę. Uwięziona śmiało i ze spokojem wyznała przed sędziami swą przynależność do Jezusa i wierność Jego nauce. Nie zrobiły na niej wrażenie namowy duchownego by odstąpiła od swych przekonań. Rozzłoszczony postawą Anneken sędzia zawołał: „Nasz zacny pasterz Albert jest tak święty, że godzien jest by go obleczono w złoto, a ty prostaczko nie słuchasz go. Musisz umrzeć w swoich grzechach, przeklęta odstępczyni.” Anneken nie umiała ani czytać ani pisać. Na nic się zdały namowy i tortury. Kobieta nie wyrzekła się „herezji” Menno. Toteż przywiąza­no ją do drabiny i rzucono w płonący stos.

Anneken zdążyła wypowiedzieć jedno zdanie, skierowane do obok stojącego sąsiada-zdrajcy: „Judaszu, nie zasłużyłam by być zamordowaną, nie czyn tego więcej”.

 

W niektórych miejscowościach więzienia i lochy były zatłoczone, sprawił to hrabia Palatynatu. Myślano, że w ten sposób będzie można ugasić i zlikwidować Boży ogień. Lecz w więzieniach rozbrzmiewały pieśni a więźniowie radowali się. Tymczasem znajdujących na zewnątrz ogarniał strach i nie wiedzieli, co robić z więźniami. Wielu całymi latami pozostawało w lochach, znosząc wszelkiego rodzaju tortury i ból. Innym wypalano dziury w policzkach i tak wypuszczano na wolność

 

Reszta, którym się w ogóle udało ujść, wyganiana była z kraju do kraju, z miasta do miasta. Byli jak sowy i puchacze, któ­rych za dnia nie można widzieć. Często, aby ujść z życiem, musieli się kryć w pieczarach, urwiskach, w dzikich lasach, w norach i ziemiankach. Tropiono ich z psami, polowano i łapano jak ptaki. Wszyscy oni byli bez winy, nie popełnili najmniejszego złego czynu, ponieważ nigdy nikomu nie pragnęli wyrządzić najmniejszej krzywdy czy obrazy.

Wszędzie byli przeklinani, oczerniani i pomawiani o najgorsze skandale. Mówiono, że chcą zapanować nad ludźmi i w tym celu dają im jakiś napój z małych flaszek. Oczerniano powiadając, że mają wspólne kobiety, że to są diabelscy ana­baptyści, zwodziciele, buntownicy, fanatycy. Wszędzie wyda­wano przeciw nim cesarskie, królewskie, książęce upoważnienia zabijania, dekrety, polecenia.

 

Wielu mówiło o nich podstępnie, pozorując dobroć, dysku­towało, używając słodkich i gładkich słów, robili to mnisi, księża, doktorzy teologii, świadcząc fałszywie, grożąc, szydząc, obrażając, kłamiąc o Braciach, których to wszystko nie zdołało wyprowadzić z równowagi ani zachwiać.

Wielu znajdujących się w lochach śpiewało na Bożą chwałę, jakby przeżywali coś radosnego. Inni czynili to samo, podczas gdy ich prowadzono na miejsce kaźni. A śpiew ich był donośny i pełen mocy. Inni szli na place śmierci z uśmie­chem na twarzach, chwaląc Boga, że godnymi byli umrzeć jak chrześcijańscy zwycięzcy, i nie woleli nawet umierać naturalną śmiercią.

 

Pieter de Guilcker nie wytrwał i wyrzekł się wiary, za co miał obiecaną wolność. Jednak nie doczekał się jej. Został ścięty. Reszta więźniów była dalej torturowana. Przywiązywano ich do drabiny i kolejno wlewano do ust urynę, następnie deptano ich ciała… Gelijn Cornelius, wybitny mówca, torturowany był z szczególnym okrucieństwem. Rozebranego powieszono za wskazujący palec, przytwierdziwszy do nogi ciężkie żelazo. Był chłostany i przypiekany węglami i płomieniem świecy. Nie zdołano go jednak złamać i wymusić zaparcia się wiary. Książę Alba zmęczony nieskutecznością tortur zaczął grać w karty. Po przerwie polecono katowi wznowić tortury, lecz wiszący męczennik nie reagował na nie. Był jak martwy. Przed egzekucją wyznał, że w czasie tortur doznawał błogostanu. Zginął na stosie w 1572 roku.

 

Matthias Mayer byt nieugiętym menonitą. W dniu Marii Magdaleny ksiądz podesłał podstępnie swoją służącą, aby się wywiedziała od Matthiasa o jego naukach, które rzekomo pragnie bliżej poznać. Z pomocą fanatycznych chłopów zaciągnięto Matthiasa do sędziego. Namowy, by się odrzekł od wiary nie pomagały. Postanowiono, więc zmusić go do wyrze­czenia się poprzez topienie. Trzy razy kat przytrzymywał go pod wodą, i trzy razy skutek był ten sam: krnąbrny heretyk trwał przy swoim. Tak, więc za­twardziałego „winowajcę” utopiono wreszcie, w mieście Wier, w 1592 roku, w obecności przedstawicieli władz duchownych i świeckich.

bottom of page